Sobór jest to zgromadzenie biskupów całego Kościoła katolickiego pod przewodnictwem papieża. Jeżeli papież uzna za stosowne, może wezwać do uczestnictwa w soborze także opatów, delegacje zakonów, przedstawicielstwa uniwersytetów (wydziałów teologicznych), przedstawicielstwa rządów państw katolickich, tudzież imiennie wybitnych katolickich teologów.
Nie wszyscy głosują, ale wszyscy radzą. Każdy z uczestników ma głos doradczy (bo inaczej po cóż by go zapraszano?), ale głos stanowczy tj. udział w głosowaniu mają zawsze biskupi, z innych zaś osób duchownych te tylko, którym Stolica Apostolska przyzna to prawo przy zwoływaniu soboru. Sobór rozstrzyga w najwyższej instancji wątpliwości w sprawach wiary i obyczajów, o ile Ojciec św. uchwały jego zatwierdzi. Zwołuje się wówczas, gdy Kościołowi grozi wielkie niebezpieczeństwo, gdy urządzenia kościelne wymagają odmian ze względu na odmienne stosunki życia, odmian stosownych do nowych czasów (np. w administracji kościelnej) lub gdy czystości wiary zagraża szerząca się herezja.
A właśnie powstała w Czechach herezja husycka. Tam również rozbudzał się ruch narodowy przeciw Niemcom, a na czele tego prądu stanął profesor uniwersytetu praskiego, Jan Hus. Niestety, począł głosić błędne mniemanie. Nauczał, że kapłan pozostający w grzechu śmiertelnym, traci moc swego kapłańskiego urzędu, dopóki się z grzechu nie oczyści. W takim razie nigdy nie można by wiedzieć, czy udzielenie jakiegoś sakramentu było ważne, czy która msza święta była prawdziwa, a nawet czy na kapłana został ktokolwiek prawdziwie wyświęcony, bo a nuż biskup był w grzechu? Występował też przeciw dobrom kościelnym. Przypomnijmy sobie historię św. Stanisława. Kościół nie posiadający własności majątkowej, byłby po bizantyńsku sługą każdego rządu. Twierdził dalej, że Komunia św., ażeby była ważna, musi być podawana pod obiema postaciami. W końcu zaczął jeszcze nauczać mylnie o spowiedzi i odpustach.
Wezwany przed sobór, żeby albo się wytłumaczył lub odwołał swe błędy zażądał, żeby mu cesarz Zygmunt Luksemburczyk poręczył bezpieczeństwo osoby; pod cesarskim bowiem panowaniem znajdowała się Konstancja. Cesarz poręczenie dał i Hus przyjechał.
Sobór ten był świetny. Zjechało 33 kardynałów, 5 patriarchów, 47 arcybiskupów, 228 biskupów, około 500 prałatów i przeszło 5000 uczonych kapłanów, nadto mnóstwo świeckich. Pozjeżdżali monarchowie i książęta, poselstwa wszystkich państw katolickich i poselstwa nawet z Azji i Afryki; 37 uniwersytetów przysłało swoich delegatów. Zebrały się w jednym miejscu najtęższe głowy z całego katolickiego świata. Toteż sobór w Konstancji był zarazem i wielkim kongresem politycznym i największym zjazdem naukowym, jaki kiedykolwiek oglądano. Dodajmy, że wówczas nie można było podróżować bez odpowiedniego orszaku zbrojnego; że trzeba było wozić z sobą dużo tobołów, bo wybierano się na długo, że do utrzymania i zaspokojenia potrzeb życiowych tysięcy przybyszów nie mogli nastarczyć miejscowi rzemieślnicy i kupcy z czeladzią, a cóż dopiero handlarze pergaminu, papiernicy, introligatorzy, przepisywacze i księgarze! Nie dziwmy się więc, że ilość przyjezdnych podczas soboru obliczano w Konstancji na 60 000 osób.
Delegacje polskie wjechały do Konstancji uroczyście dnia 29 stycznia 1415 r. w 800 koni. Spotkali się starzy znajomi z młodych lat, z uniwersytetu w Padwie, biskup poznański Laskarz i Paweł Brudzewski, tymczasem już rektor uniwersytetu krakowskiego, a w Konstancji spotkali dawnego swego profesora padewskiego. Był nim Zarabelli, słynny znawca prawa kościelnego, już kardynał, a na soborze przewodniczący komisji do stosunków polsko-krzyżackich. Przyjechał też bł. Izajasz, jako przedstawiciel polskiej prowincji w delegacji od Augustianów.
Nasz rektor ułożył na sobór umyślnie dwie książki (po łacinie); jedną o „granicach władzy papieskiej i cesarskiej względem niewiernych” i drugą specjalną o „wojnach Polaków z Krzyżakami”. Treść tych dzieł miała wywołać niebawem zdumienie całej Europy. Dla bł. Izajasza Bonera niespodzianką nie była, bo w Krakowie latami całymi omawiano to zagadnienie między uczonymi, jakby wprowadzić moralność do polityki europejskiej, czego Krzyżacy byli główną przeszkodą.
Przeciw powszechnemu mniemaniu jakoby ziemia pogańska była „niczyja”; a zatem może ją sobie zagarnąć kto chce – wystąpił nasz rektor bardzo ostro. Również odrzucał rozpowszechnione mniemanie, jakoby godziło się przymuszać pogan do chrztu prześladowaniem i wojną. Doprawdy, dziś trudno nam uwierzyć, że przez całe pokolenia nie widziano nic niewłaściwego w nawracaniu mieczem! Ależ to islam zaleca takie nawracanie i twierdzi, że „giaur” (znaczy: pies niewierny) jest od tego, żeby był podnóżkiem wyznawców Mahometa; Żydzi też uważają za bliźnich tylko swych współwyznawców!
Paweł z Brudzewa wystąpił z twierdzeniem, że wobec pogan obowiązują takie same prawidła uczciwości, jak wobec chrześcijan. Ziemia pogańska jest ich własnością, nie wolno jej rabować, pogan nie wolno tępić, do chrztu nie wolna zmuszać; od nawracania są misje, ale nie wojsko; ani cesarz, ani papież nie mają prawa szafować ziemią pogańską; a więc nieważne są wszystkie nadania, udzielane Krzyżakom. Główna zaś „teza” (tj. twierdzenie) Brudzewskiego brzmiała: „wiara nie ma być z przymusu”. Wyrazy te miały stać się hasłem dalszych dziejów Polski. A co do stosunków z Krzyżakami, zaczynał rektor swoje wywody od razu od słów: „Przyjęli Polacy do siebie Krzyżaków, żeby im tarczą byli, a oni zamienili się w drapieżców”.
Przykro było, że Brudzewskiemu wypadło wygłaszać swe twierdzenia wobec soboru, kiedy równocześnie sprawa Husa wzięła obrót jak najgorszy. Pozostawiono mu zrazu w Konstancji zupełną wolność; mógł nawet w publicznych przemówieniach, w formie kazań, bronić swych poglądów. Zwalczał je głównie bł. Izajasz Boner, również publicznie. Tak się zaś zdarzyło, że przejął się husytyzmem tamtejszy radca miejski, u którego właśnie Izajasz kwaterował, ale dał się przekonać wiedzy i wymowie swego lokatora. Po dłuższych dochodzeniach i naradach sobór potępił nauki Husa, a gdy ten nie chciał ich odwołać, uwięziono go. Bolała nad tym wielce delegacja polska. Biskup poznański Laskarz odwiedzał go do ostatniej chwili, lecz niczego u niego nie uprosił. Wydał więc sobór Husa do ukarania władzy świeckiej, tj. cesarzowi Zygmuntowi Luksemburczykowi. Cesarz zaś złamał słowo i nie odsyłając Husa do Pragi, kazał go w Konstancji spalić na stosie.
Stało się to w sam raz nazajutrz po mowach Pawła Włodkowica Brudzewskiego (dnia 5 i 6 lipca 1415 r.).
Krzyżacy poczęli walczyć oszczerstwami i ułożyli obelżywe pismo przeciw Jagielle, ale sami pod sobą dołki kopali, bo Kościół uznał to pismo za „fałszywe i błędne, tudzież jawnie do herezji się skłaniające”.
Argument mieli jeszcze jeden. Liczyli na to, te w zachodniej Europie nie wiedzą jeszcze o chrzcie Żmudzi, dokonanym przed dwoma dopiero laty i wystąpili z twierdzeniem, że tam jeszcze pleni się pogaństwo. A gdy w lutym 1416 r. przyjechało do Konstancji sześćdziesięciu rodowitych Żmudzinów przedstawić się soborowi, Krzyżacy wyrażali powątpiewanie, że kto wie co to za jedni, itp. Uprosili Polacy, żeby sobór wyprawił na Żmudź komisję od siebie. Tak się też stało, a komisja wróciwszy podała soborowi wniosek, żeby Zakonowi udzielić publicznie urzędowej nagany.
I tak pozyskała sobie Polska sympatie soboru i uznanie dla swego stanowiska, że polityka ma podlegać moralności tak samo, jak życie prywatne (a czego nie uznawała nigdy cywilizacja bizantyńska, także szerząca się w Niemczech).
Z tryumfem wracali do Krakowa Paweł Brudzewski i bł. Izajasz Boner. Uniwersytet rozwijał się świetnie, a wśród nowych studentów spotykamy św. Jana Kantego. Pochodził z niebogatej rodziny półmieszczańskiej z Malca pod Kętami. O głodzie i chłodzie odbywał nauki i miał już 27 lat, kiedy w r. 1417 zdał na „bakałarstwo”. Zastawszy kierownikiem szkoły w Miechowie, studiował dalej, zdawał egzamin po egzaminie i doprowadził do tego, że został nawet profesorem teologii.